13 Października
Młoda poszła spać po lizaniu chociaż dopiero 19:20 to usiadłam znowu,
myślałam, że już drugiego wpisu nie będzie bo nic z tego nie wynika ale trudno.
Dopiszę resztę co pisałam, może będę mniej myśleć o tym, że typiara nie
umie nawet porządnie minety zrobić. Dostała z liścia ale jestem zbyt ciotą
mentalną by to mi starczyło bo wyidealizowane marzenia to chuj. Dążysz do
czegoś czego nie będzie nigdy a ciągle jednak masz nadzieje, że się uda. Mam
wrażenie, że moje całe życie to właśnie takie coś. Nigdy nie może być
całkowicie dobrze a potem wkurza nawet to że zabrana z ulicy gówniara nigdy nie
lizała niczyjej puśki a teraz wpienia nieudolnością.
Cały dzień dzisiaj myślałam o swetrach Nastii. Poprzedniego nie chciało mi
się kompletnie nic.
Tak z miesiąc, może trochę więcej po tym jak skończyła 15 lat to zaczęła
nosić się na czarno, a zwłaszcza czarne swetry bo jeansy były granatowe zwykle
z przetarciami. Dla kogoś co niej nie zna wyglądały jakby nosiła ciągle te same
ubrania. Ale ja odróżniałam każdy sweter i każde spodnie. Jeden miał ściągacze,
inny był w ogóle golfem, kolejny miał za długie rękawy i wyglądała w nim
nieporadnie ale seksownie, jeden prześwitywał więc ubierała pod niego czarny
podkoszulek, ale ulubionym był miękki sweter z dekoltem, jej cycki wyglądały w
nim najlepiej, były większe od moich i dużo lepiej się je macało. Potem już
nawet majtki i cyckonosze miała czarne i ładniejsze od tych które miała
wcześniej, ale skarpetki pozostały białe przez wszystkie lata. W lato
zamieniała je na czarne sukienki, które może nie kojarzyły mi się z nią tak
bardzo ale i tak były ładne. Później zaczęła malować swoje oczy co podobało mi się
jeszcze bardziej, paznokcie zresztą też, i też na czarno, ale tylko na jednej
dłoni, była naprawdę pociągająca i mimo tego że z czasem się tak zmieniła to
była coraz piękniejsza. Od małej, mniejszej niż ja dziewczynki w białej koszuli
i czarnej spódniczki stała się prawie równą wzrostem dziewczyną która była
niezwykle kobieca, nawet w sposobie zachowania, nieważne czy to przeglądałyśmy
gazety z gołymi babami, czy rysowałyśmy plakat do szkoły a ja patrzałam na jej
dłonie, robiłyśmy teatrzyk lalek Rozalce czy goniłyśmy lisa na polu żeby nie
porywał kur z kurnika babci Nastii czy też robiłyśmy wyścigi rowerowe po
drogach, asfaltowych i polnych, samochody nas nienawidziły. Babcia też spoko
była, zawsze jak zachodziła do domu to wciskała nam słoik kompotu, prawie
zawsze truskawkowego. Wypijałyśmy cały a na końcu zjadałyśmy truskawki.
Normalnie mieszkała 2 domy dalej i była zbyt zajęta jej gospodarstwem ale
chętnie pomagała synowi czyli ojcowi mojej dziewczyny bo choć to miły facet to
ciągle zajęty i zapracowany, kochał obie córki bardzo mocno i pozwalał na
wszystko, nie wkurzało go nawet nasze znoszenie zwierząt do domu, nawet jak
przyniosłyśmy ropuchę, ale uciekła w nocy i zdechła gdzieś w kiblu i bardzo
śmierdziało i Rozalka myślała że Nastia nie trafiła do łazienki. Kiedy już
zdarzyło się że ojciec przyszedł do domu, zaraz wchodził do pokoju Nastii i się
oburzał za to że siedzimy w tym pokoju ciemnym zamiast w kuchni. Lubiłam ten
pokój, zasłony zasłaniały prawie całe okna więc był półmrok, a na zasłonach
miała lampki choinkowe, uwielbiałam gdy je zapalała na naszych nocowaniach,
wszędzie było ciemno poza tym małym źródłem światła jakim były te lampki. Był
bałagan, ciuchy na ziemi, płyty też na ziemi, biurko całe zawalone jakimiś
zapiskami, wierszami, bazgrołami, lekcjami. Jedynie w szafach zawsze miała
porządek. Ale tak naprawdę na dworzu spędzałyśmy prawie cały dzień i nawet nie
zauważałyśmy kiedy to mijało, każdego dnia było coś do roboty. A to przyszło
nam do głowy by się wspiąć na orzecha i wyryć dzisiejszą datę i godzinę (żadna
z nas nie miała zegarka na rękę więc wtedy kradłyśmy zegarek-budzik ojca, a raz
nam wypadł z ręki i się roztrzaskał, ale udało się naprawić, skleiłyśmy super
glue i nawet nie zauważył). Orzech był cały poryty scyzorykiem albo nożami, były
tam różne daty a potem pojawiły się rzeczy typu M + N = Miłość, imiona naszych
zwierząt czy nazwy i loga zespołów nawet jeśli niektórych słuchałyśmy tylko z 3
piosenki i nie wiedziałyśmy o istnieniu innych. Jej pies zawsze na nas szczekał
gdy siedziałyśmy na drzewie, mimo że był na łańcuchu. Na orzechu było naprawdę
kozacko siedzieć, widziałyśmy z jego góry całą wioskę i pola tak daleko że aż
było widać las. Lubiłyśmy też wchodzić na inne drzewa i też je oznaczać po
swojemu, stwierdziłyśmy że oznaczymy wszystkie drzewa w okolicy naszym wyrytym
w korze podpisem. Drugie miejsce wśród ulubionych drzew (nie licząc owocowych z
ogródka) miał dąb. Był on kawałek od wioski, na nieco pofalowanym terenie bo
był tak pokracznie umiejscowiony że choć był na wzgórzu i wydawało się że
wszędzie jest tylko pustka to nasze domy nie były tak daleko, najdalej 2
kilometry. Lubiłyśmy pod nim siedzieć, robić pikniki, oglądać zachody słońca i
chodzić na randki i się całować. Kolejnym zajęciem które było naszym bardzo
lubianym zajęciem niemal każdego tygodnia co najmniej raz były wyścigi
rowerowe, całą zimę i sporą część jesieni jest na nie za zimno więc bardzo nam
wtedy tego brakuje. Dopiero gdy blondyna zaczynała się do mnie coraz mocniej
kleić szłyśmy do jej domu by jej potrzeby czułości zostały zaspokojone.
Komputera nie ma żadna z nas co może
choć częściowo tłumaczyć czemu tyle się kręcimy na zewnątrz, a telefony mają
tylko hity typu ,,Wąż" czy ,,Tetris" ale tym się zajmujemy przed snem
gdy akurat nie nocujemy wspólnie. Zawsze lubiłam chodzić do niej bo uważałam
swój dom za o wiele mniej ciekawszy, rodzice też ciągle zajęci ale nie aż tak
troskliwi jak jej ojciec. Nie miałam nigdy z nimi wspólnych tematów, jak trzeba
było pomóc to pomagałam a jak nie to nie. Tyle było dobrego że z ojcem można
było słuchać muzyki i czytać książki, matka próbowała mnie nauczyć szyć ale nic
z tego nie wyszło. Za to nauczyła mnie robić wianki z kwiatów, co było kolejną
okazją do popisania się przed Nastią. Ona umiała szyć na co bardzo lubiłam patrzeć,
wyszywała mi szmaciane lalki a ja robiłam jej wianki, prawie zawsze ze
stokrotek bo mlecze plamiły ręce. Z ogrodu zawsze wychodziłyśmy z milionem
kwiatów, na głowie, w rękach, nawet w kieszeniach - zawsze po takim napadzie
oba domy były bardzo ukwiecone. A to co posadziłyśmy w doniczkach jeszcze długo
stało na parapetach, więc musiałyśmy sprawić że nasze zabawy łóżkowe będą
całkowicie łóżkowe a nie jakieś parapetowe czy podłogowe. Brzmi to jak brzmi.
Dzisiaj trochę inaczej, ale od kiedy zaczęłam wracać do tych wspomnień to
zaczynam tęsknić za krajem, choć to pewnie tak naprawdę po prostu tęsknota za
tym to było. Szlag by to wszystko, muszę się ogarnąć.